czwartek, 22 maja 2014

Czechy, Austria, Niemcy



Opuszczaliśmy Polskę w deszczu i zimnie, w nocy temperatury nie przekraczały 6 stopni. Informacja o zagrożeniu powodziowym tym bardziej zmobilizowała nas do szybkiego oddalenia się od granicy naszego pięknego kraju.
Podczas kilku pierwszych dni oprócz deszczu widywaliśmy jedynie owce, kozy i krowy. Postanowiliśmy omijać wszelkie płatne drogi, dzięki czemu zaoszczędzamy na opłatach i zyskujemy na pięknych widokach malowniczych wiosek. Podróż znacznie się wydłuża ponieważ wąskie drogi po górach i dolinach nie pozwalają przekroczyć 60 km/h. Nie spieszy się nam :-)

 
Nasza pierwsz noc

widoki :-)


Wąskie ścieżki przez lasy i doliny


Mistrz kuchni…nie tylko włoskiej


Kraina jak u Hobbita


Koleżaneczki

               Nie wychylaliśmy nosa  z naszego busa oprócz kilku przerw w dostawie deszczu. Jedną z nich była mała wioska w Czechach gdzie w trakcie szukania noclegu na ładnej, niepozornej w czyhające niespodzianki  polance zakopaliśmy się  w niewiarygodny sposób. Tył samochodu usiadł na górce, lewe przednie koło nie dotykało podłoża, prawe przednie wryło się w ziemię, samochód przechylił się  tak jakby zaraz miał obalić się na prawą stronę, a nasz stan wskazywał na lekki przed zawał . Godzinna walka z 3 tonowym ''przeciwnikiem'' przegrana. Nie  pozostało nic innego jak wołanie o Bożą interwencję. I jest… nasz „anioł stróż” w niebieskim traktorze. Bez wahania i mrugnięcia okiem podjechał pod stromą górkę, bez zbędnych słów zamocował linę, wyciągnął tęczowy mobil po czym odjechał machając ręka na pożegnanie. Uratowani ! 

            Austria, podobnie jak jej sąsiadka przywitała nas deszczem. Zaczęliśmy marzyć o słońcu, posiłku na trawie i klapensach na stopach. Nie pozostało nic innego jak gnać dalej w poszukiwaniu ciepła.
Zamiast ciepła wkroczyliśmy w krainę śniegu.
Trasa wśród Alp sięgnęła 1600m n.p.m. Kręte drogi z przepaścią z boku bez zabezpieczenia zapierały dech, nie zawsze pozbawiony strachu. Ale warto było ponieważ powoli z chmur wyłaniały się coraz to piękniejsze widoki.


Alpy, przystanek na 1370 m n.p.m, zimno, bardzo zimno…


Przejaśnia się !


               Dotarliśmy do miejscowości Schwaz, gdzie ku naszemu zaskoczeniu był darmowy parking dla kamperów i sympatyczny Holender.
Rano przyszło słońce, deszcz odszedł w niepamięć, spacery po malowniczym miasteczku, dostęp do Internetu i parking, który posłużył nam do sprawdzenia dziwnych dźwięków podczas jazdy. Stało się, pierwsza awaria...

anteny...anteny...


To tutaj Michał odkrył wycieki smaru z przegubu


            Nie udało się zatamować wycieków, sytuacja z samochodem okazała się  na tyle nieciekawa, że konieczna jest naprawa, ale jak to zrobić mając ograniczone środki na koncie, nie znając języka, nie mając  odpowiednich narzędzi i miejsca.
Jedyny pomysł jaki przyszedł nam do głowy to pojechać do znajomych naszych rodziców z Konstancji nad jeziorem Bodeńskim. To wspaniali Polacy, którzy mieszkają w Niemczech prawie 30 lat. 


W drodze do Konstancji

Jest na co popatrzeć


Tym razem nie jedliśmy w busie


Malownicze trasy


W Konstancji… czas zoperować busa na placu u Manfreda


            Naszych nowych znajomych nigdy wcześniej nie widzieliśmy  na oczy, ale ilość dobroci, okazanej nam pomocy, gościnności i serca przewyższył nasze oczekiwania. Pan Gieniu okazał się osobą która wszystko załatwi, wszystkich zna, jest złotą rączką, idealny kompan by razem z Michałem zabrać się  za naprawę. Pani Terenia, cudowna osoba, martwi się tylko że nie jem mięsa, nie zdaje sobie chyba sprawy jak pyszne gotuje wegetariańskie potrawy. Awaria awarią, ale dzięki Pani Tereni i Panu Gieniowi spędzamy beztrosko dni korzystając z pięknej pogody i ładnych widoków, a wieczory upływają na miłych pogawędkach z naszymi gospodarzami. Nigdy nie zapomnimy ich wielkich serc i lekcji przyjmowania dobroci.


Czekając na części … spędzamy czas …
 
Pozdrawiamy Was serdecznie i do usłyszenia :-)